"Słodka trucizna" Parker S. Huntington


Opis wydawcy:


Pierwszy chłopak, w którym się zadurzyłam, skończył tragicznie.

A potem zakochałam się w jego bracie.

Nie powinnam była zjawić się na tym dachu w walentynki.

Podobnie jak Kellan Marchetti, szkolne dziwadło.

Spotkaliśmy się nad przepaścią, zdecydowani zakończyć – każde swoje – życie.

O dziwo poszarpane nitki naszych dramatów splątały się i utworzyły nieprawdopodobną więź.

Zrezygnowaliśmy ze skoku i uzgodniliśmy, że będziemy się spotykać w każde walentynki, aż do końca liceum.

O tej samej porze.

Na tym samym dachu.

Dwie cierpiące dusze.

Dotrzymywaliśmy słowa przez trzy lata.

W ostatniej klasie Kellan podjął decyzję, a ja musiałam zmierzyć się z jej konsekwencjami.

Gdy już sądziłam, że nasza opowieść dobiegła końca, zaczęła się kolejna.

Podobno wszystkie historie miłosne wyglądają podobnie, tylko inaczej smakują.

Moja była trująca, niestosowna i wypisana szkarłatnymi bliznami.

Nazywam się Charlotte Richards, ale możecie mi mówić Trucizna.


Premiera: 08.02.2023
Ilość stron: 544
Wydawnictwo: LUNA




Moja opinia:


"Przeszłość to łowca, który nigdy nie przestaje cię gonić."

   Charlotte Richards posunęła się do ostateczności. Nastolatka nie mając już siły walczyć postanowiła popełnić samobójstwo. W tym celu udała się na dach w walentynki, które powinny raczej być szczęśliwym dniem. Dla niej właśnie te takie mają być.
    Charlie na miejscu zauważa, że nie jest sama. Na ten sam pomysł wpadł bowiem Kellan Marchetti, który uważany jest za szkolne dziwadło. 
    Ten wieczór skończył się jednak dla nich inaczej, niż planowali. Postanowili przez następne cztery lata, do czasu ukończenia szkoły, właśnie czternastego lutego spotykać się dokładnie w tym samym miejscu. 
   Przez trzy lata dotrzymali słowa. Niestety czwartego Kellan dopiął swego...
   Kiedy z każdym kolejnym rokiem rana po stracie przyjaciele powoli się zabliźnia, los postanowił ponownie ją otworzyć. Charlotte poznaje brata Kellana. Tate jawi się jej dokładnie taki, jak opowiadał Kellan. 
  Jaką historię dźwiga na swoich barkach Charlotte? Jaki okaże się Tate? Jaka tak naprawdę była historia Kellana? Dlaczego powieść ma właśnie taki a nie inny tytuł? 

    Dużo dobrego słyszałam o tej książce, dlatego też sama postanowiłam sprawdzić o co tyle szumu.
    I już na wstępie mogę powiedzieć, że książka okazała się być zupełnie inna, niż przypuszczałam, że będzie. Okazała się być wyciskaczem łez. Zawierała bowiem tragedię tak wielką, że aż niewyobrażalną. Nie mam zielonego pojęcia jak bym się zachowała stając się nagle główną bohaterką. To bardzo ciężkie zadanie.
    Autorka bardzo dobrze zagmatwała historię podając pojedyncze puzzle, nad którymi trzeba było się nieźle nagłowić, aby je dopasować. No, może poza finałową bombą, bo to akurat odkryłam jak tylko trafiłam na pierwszą wzmiankę. Ale poza tym? 
    Bardzo dobry labirynt niepewności i bólu. Żalu, smutku, rozpaczy. Traumy, która rozsypuje serce w drobny mak. 
   To ciężka historia. Nie jest wesoła, humorystyczna, choć zdarzają się takie momenty, co by trochę podnieść mroczną aurę. 
   Nie znajdziemy tu cukru i lukru. Za to morze niesprawidłowości i chwil, w których serce pęka.
   Nie zabrakło emocji z całej jej palety. Historia była jak żywa. Jakby została zaczerpnięta z rzeczywistością. 
   Doskonała kreacja bohaterów. Tak jak ich życie i bagaż doświadczeń. Rozpracowane w najdrobniejszych szczegółach. 
    Trzymałam mocno kciuki za główną bohaterkę. A także za jej siostrę i Tate'a oraz Terry'ego. Polubiłam ich, choć to nie były perfekcyjne postacie. Każde z nich posiadało własne blizny, które trzymały ich w szponach. 
    Autorka pokazała dosadnie, że nie można uratować kogoś na siłę. Jeśli nie widać takiej woli, to nawet najbardziej wymagające starania nie zapewnią sukcesu. Skutek będzie zupełnie odwrotny. Balansowanie na skraju przepaści jest ogromnie ryzykowne. Wystarczy delikatny podmuch wiatru, by przechylić szalę. Bardzo ciężko jest zaakceptować miłość i pozwolić sobie na utratę kontroli, kiedy siłą rzeczy było się zmuszonym do czegoś innego. 
    Naprawdę piękna, słodko-gorzka książka, której nie sposób zapomnieć. Przeczytałam ją ekspresowo, zważając na jej gabaryty. Wciągnęła mnie i dostarczyła mi ogromu wrażeń. 
   Moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki było bardzo trafne. Wybrała sobie ciężki temat samobójstw ale bardzo dobrze dała radę go pociągnąć i zostawić czytelnikom tak bardzo potrzebną nadzieję.
   I na koniec jeden konkretny minus. Nie mam zielonego pojęcia kto i dlaczego wpadł na pomysł rozpoczęcia każdego rozdziału szarą pomiętą kartką. Ten zabieg oczywiście był trafny w odniesieniu do fabuły ale litości. Szare tło i czarne litery? To masakra dla oczu. Dużo lepiej byłoby już dać biały tekst - to ma tle szarości byłoby dużo bardziej czytelne i przystępne. A tak? Męczyłam się okrutnie, szczególnie że od małego mam wadę wzroku i to było ogromnie przeciążające. 
   
Polecam 








Współpraca reklamowa: Wydawnictwo LUNA

#recenzja




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz