"Sposób na Francuza" Alicja Skirgajłło







Opis:

Miłość trwalsza niż... tatuaż.
Ona - córeczka tatusia. Nieco rozpieszczona, odrobinę rozkapryszona, ciut niegrzeczna. Lubi zabawę, adrenalinę, lekki powiew szaleństwa. Nie zawsze kontrolowanego. Ma własne studio tatuażu, ściga się w nielegalnych wyścigach motocyklowych, pracuje w firmie ojca produkującej markowe perfumy.
On - biznesmen. Człowiek poważny, ustabilizowany, przewidywalny. Oczekujący tego samego od innych, zwłaszcza współpracowników. Od czterech lat związany z Monique, znaną modelką.
Polka i Francuz. Oboje młodzi, oboje piękni, ale poza tym zupełnie różni, jak ogień i woda - jednak złośliwym zrządzeniem losu skazani na współpracę. Od pierwszego spotkania, podczas którego Theo omyłkowo bierze Aurelię za tancerkę go-go, to znajomość przesycona wzajemną niechęcią. Wyjątkowo silną, wydawałoby się, że nie do przezwyciężenia...
Czy aby na pewno?
"Dumnie, z podniesioną głową wchodzę do jadalni i momentalnie czuję na sobie wzrok wszystkich tu obecnych, na czele z Francuzem. Mężczyzna na mój widok krztusi się winem, które popija".
Fragment książki



Premiera: 25.03.2020
Ilość stron: 368
Wydawnictwo: Editio Red






Moja opinia: 


   Mawiają, że kto się czubi, ten się lubi. I coś w tym prawdy musi być.

   Aurelia od piętnastego roku życia wychowywana jest tylko przez ojca. Matka umarła i z grzecznej dziewczynki zmieniła się w zbuntowaną, nieokrzesaną o niewyparzonym języku kuszącą diablicę. Wie, na co płeć przeciwna zwraca u niej uwagę i świadomie to podkreśla. Razem z paczką znajomych mają tajemnicę - wyścigi motocyklowe, w których... Ari bierze udział. Uwielbia prędkość, adrenalinę i niebezpieczeństwo. A że córeczka tatusia musi być zadowolona, to otwiera studio tatuażu. W "Ari Tattoo" może w końcu się realizować - uwielbia rysunek, czy to na papierze czy na ludzkim ciele. Za dnia pracuje u taty w firmie, jako grzeczna i wzorowa pracownica o odpowiednim ubiorze i wysławianiu. Po pracy wkłada ulubione rzeczy i na luzie gna przez życie. Jedno życie a dwa oblicza. Pewnego dnia do Marka przylatuje z Francji jego kumpel z czasów studenckich z żoną i synem. Theo jest niewiele starszy od Ari, ale przez swój ubiór i zachowanie mógłby podchodzić od stetryciałego starca. Już od pierwszego spotkania lecą iskry i ścierają się niczym dwie płyty tektoniczne. Tylko co na to Monique i Zbir? Czy żabojad wyjmie w tyłka ten kij? Czy da na luz? Czy Ari zapanuje nad swym pożądaniem? Czy oboje może jednak ulegną pokusie - wszak czego oczy nie widzą...

   Śledzący uważnie moje wpisy wiedzą, jakie emocje wywołał na mnie debiut Alicji. "Prawictwo utracone. Biorę cię za żonę" była mega śmieszną komedią błędów i pomyłek a seks i pożądanie lało się wodospadem. Jak było tutaj? Powiem Wam, że sam opis mnie zaintrygował. Okładka już przy zapowiedziach kusiła i nęciła. A cała historia? Sam pomysł na fabułę był w moim odczuciu strzałem w dziesiątkę. Niegrzeczna diablica o szalonym usposobieniu kontra sztywniak z Francji. Postać Marka, jako wdowca i ojca jedynaczki była dobrze przedstawiona. To jak się zachowywał i jaki był praworządny myśląc najpierw o córce a dopiero potem o sobie. Sama córka to istny wulkan i kinder niespodzianka - wielki surprise. Nigdy nie wiadomo z czym wyskoczy. A pomysłów ma masę - tyle  ile piasku na pustyni. Z tą kobietą nie da się nudzić. I bardzo dobrze - było przez to wesoło i ciekawie. A Theo? Biedaczek. Przyzwyczajony do nudnego i monotonnego życia u boku Monique musi stanąć oko w oko z tygrysicą, która nie daje o sobie zapomnieć nawet na chwilę czy to za dnia czy w nocy. Jeju, co tu się wyrabiało! Te ikry, ten ogień, ten zakazany owoc - majstersztyk. To dopiekanie sobie nawzajem. Bombowo zostały przedstawione te ich słowne potyczki a sceny miłosne porządnie rozpalały moje zmysły.  Na dodatkową uwagę zasługują szalone babcie i ich zachowanie. Ubaw po pachy, Troszkę się zdziwiłam takim luźnym podejście wszystkich do związków jak i rozmów o seksie ale o dziwo wcale mi to nie przeszkadzało. A wręcz wyczekiwałam kolejnych takich rozmów. Ale wiecie co? Największe zaskoczenie wywołał na mnie finisz. Czym? Wyobraźnią autorki. Rozbiła system idąc na całość. Siedziałam niczym gawron z rozdziawioną buzią i czytałam z myślą "Co tu się do diabla wyrabia". Co za książka! Co za emocje!

   "Sposób na Francuza" okazał się być zabójczą historią pełną żartów, śmiechu, seksu, lawiny pożądania i mnóstwa pikanterii. Dla równowagi, aby nie było zbyt cukierkowato autorka dorzuciła  ciutkę rozpaczy i tego przysłowiowego kija wkładanego w mrowisko celem zburzenia względnego spokoju. A czy o spokoju jako takim w tej historii można mówić? Absolutnie! Tu na każdej stronicy coś się dzieje. Tu nie ma nudy. Jest za to mnóstwo wątków, które się wzajemnie podkręcają dając obraz zabójczo wciągającej historii, Książka okazała się być strzałem w dziesiątkę. Zaczęłam ją czytać wieczorem i to był błąd. Błąd? Tak, bo zamiast pójść spać, to pół nocy ją czytałam i nie mogłam się od niej oderwać. Ale wiecie co? Warto było. Tylko nie tak łatwo było kontrolować salwy śmiechu i prychnięć, podczas gdy domownicy smacznie sobie spali. Zarwana nocka? Niewyspanie? To co. Grunt, że doczytałam. Humor z rana od razu mam lepszy. Alicja napisała coś, co dosłownie powaliło mnie na kolana.

   To już jej druga książka, która wywołała u mnie podobne emocje. Lekki styl, niebanalne pomysły na wątki, wyraziści bohaterowie i naturalność wyzierająca z kart skradła me serducho. Oddaję autorce półce w mojej biblioteczce - z niecierpliwością czekam na kolejne historie.

  Polecam fanom pieprznych historii okraszonych ogromną dawką humoru, w których nie ma nudy ani monotonni. Nie zastanawiajcie się czy czytać - po prostu czytajcie. Must have każdego książkoholika. 












1 komentarz:

  1. Kiedy przeczytałam opis - nie spodobała mi się. Jednak po Twojej recenzji sądzę, że to książka idealnie dla mnie i to będzie dobrze spędzony czas :)

    OdpowiedzUsuń