"W obronie tego co moje. Miasteczko Benevolence. Tom III ' Lucy Score


Opis wydawcy:


W Benevolence nie było wielu mężczyzn, którzy mogliby mu dorównać. Lincoln Reed, komendant straży pożarnej, był nieludzko odważny. Potrafił zachować zimną krew w każdej, nawet najdramatyczniejszej sytuacji. Był bohaterem: kiedyś postanowił, że nim będzie, i został do tej roli świetnie wyszkolony. Wiele osób zawdzięczało mu życie. Jakby tego było mało, Lincoln był umięśnionym przystojniakiem i nigdy nie miał najmniejszych problemów z zaciągnięciem wybranej kobiety do łóżka. Chyba że była to Mackenzie O'Neil, atrakcyjna pani doktor z blizną na twarzy...

Mackenzie O'Neil rozpoczęła karierę medyczną od latania na pole bitwy i wyciągania stamtąd rannych żołnierzy. Była chirurgiem traumatologiem, przyzwyczaiła się do codziennego balansowania na cienkiej linii oddzielającej życie od śmierci. W Benevolence zatrudniła się w pogotowiu lotniczym, pracowała jako lekarka i równocześnie starała się dojść do równowagi. Potrzebna jej była kuracja. Normalne życie. Więcej snu. Trochę jogi i zajęć w ogródku. Na pewno nie potrzebowała kolejnych emocjonalnych pożarów. Ani miłosnych rozterek z powodu przystojnego strażaka, którego poznała podczas akcji ratowniczej.

W niewielkim Benevolence tliły się małe i większe namiętności. Nawet między sąsiadami. A przedziwnym zbiegiem okoliczności Mack i Linc mieszkali obok siebie. On od początku wiedział, że są dla siebie stworzeni, że między nimi może zapłonąć uczucie. Ona nie miała o tym pojęcia. Po wszystkim, co przeszła, nie była gotowa na poważniejszy związek. Odrobina niezobowiązującego seksu, owszem ― ale nic więcej. Cienie przeszłości w każdej chwili mogły odnaleźć drogę do jej duszy i... powrócić.

I zniszczyć wszystko.

Jak kochać i nie spłonąć?


Tom: III
Seria: Miasteczko Benevolence
Premiera: 18.07.2023
Ilość stron: 400
Wydawnictwo: EditioRed 




Moja opinia:


   Mackenzie O'Neil rozpoczęła karierę lekarza na polu bitwy. Ratowała żołnierzy na linii frontu. Lecz teraz przyszła pora na zmiany. Dlatego też zatrudniła się w małym miasteczku Benevolence w pogotowiu lotniczym. To miało jej pomóc wrócić do równowagi. Totalnie nie miała w planie natomiast rozterek, których powodem stał się przystojny komendant straży pożarnej. Na domiar złego byli swoimi sąsiadami. 
   Lincoln Reed. Wszyscy w miasteczku bardzo dobrze go znają i szanują. Ten człowiek nie raz przechodził samego siebie w ratowaniu innych. A jego postura, wygląd oraz charakter ułatwiały mu kontakty z płcią przeciwną, co skutkowało tym, że nie musiał się zbytnio starać aby jakaś kobieta znalazła się w jego łóżku. I nagle przy jednej wspólnej akcji straży pożarnej i lekarzy wszystko się zmienia.
   Co przed laty spotkało Mack? Dlaczego nie szuka związków? Co się jej przytrafi? Co zrobi Lincoln? Czy zdobędzie serce lekarki? Czy może okaże się być to porażką?

    Seria "Miasteczko Benevolence" urzeka sielskością i raduje bohaterstwem. Zarówno lekarze, jak o strażacy tutaj zostali bardzo dobrze poprowadzeni. Z przyjemnością obserwowałam ich w akcji. W swoim żywiole. W pasji, która napędza ich życiem. 
   W tej części mamy samego komendanta straży pożarnej i lekarkę po powrocie z misji. Już w tym momencie wiedziałam, że to będzie coś więcej niż słodka historia romantyczna. I miałam rację. Biorąc pod lupę przeszłość głównej bohaterki czytelnik wpada w sam środek koszmaru. Wydarzeń, które powodują, że rodzą się mordercze instynkty a cierpliwość jedzie dosłownie na oparach. To było ogromnie przejmujące. Chwilami frustrujące z bezsilności, jak również dostarczające mnóstwo adrenaliny w chwilach, gdy akcja nabierała rozpędu stawiając wszystko na szali. Powstawał jeden wielki znak zapytania o finał tychże wstrząsających wydarzeń.
   Sami bohaterowie zostali bardzo dobrze wykreowani. Lincoln swoją charyzmą zarażał optymizmem i dawał nadzieję. Świetnie mi się śledziło jego poczynania a mój entuzjazm rósł w miarę przekręcania kartek.
   Mack natomiast jak już wspomniałam, była postacią bardziej złożoną. Ona budziła instynkt opiekuńczy. To silna i waleczna kobieta ale pogubiona. Czytając jej postępowanie ma się ochotę ją ochronić i pomóc w walce z demonami. Sympatyczna postać.
    Całe miasteczko i jego mentalność kolejny raz zalało moje serce ciepłymi uczuciami. Opiekuńczość mieszkańców była wzruszająca. Może chwilami przytłaczająca ale tak właśnie jest, gdy bezinteresowność łączy się z nadmierną troską. Troszkę może to denerwować ale na dłuższą metę okazuje się zbawienne. Uwielbiam osobiście takie klimaty. 
   Ogromnie cieszę się z tego, że poznani wcześniej bohaterowie i tutaj mieli poważne role. Polubiłam ich i świetnie, że mogłam ich dalej obserwować jak rozwija się relacja między nimi. Dlatego też uważam, że znajomość poprzednich części jest obowiązkowa mimo iż każdy z tomów omawia osobną historię. 
    Och, kolejny raz zostałam usatysfakcjonowana. Autorka ponownie zapewniła mi rozrywkę na najwyższym poziomie serwując pełną paletę emocji. Ogromnie wciągnęła mnie ta książka. Autorka ma niezwykle przyjemny i delikatny styl z jednoczesną intensywnością poważniejszych kwestii.
   Jedyną wadą w tej książce jest dla mnie natomiast mała czcionka. Powieść jest obszerna i w zupełności rozumiem taki zabieg, bo dając większą automatycznie z czterystu stronic mogłoby się zrobić pięćset a to już byłoby uciążliwe, aby utrzymać w dłoniach taką cegiełkę. 

Polecam 





Współpraca reklamowa: EditioRed

#recenzja


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz